No i jest. Przejechała. Wymarzona, mamina Anielinka. Jakaż to przyjemność rozpakowywać tak piękne opakowaną rzecz. Zajrzałyśmy do środka i...


...przestało być przyjemnie. Obydwa skrzydełka mocno ukruszone. Mina Mamy mówiła wszystko. Czekałyśmy na Anielinkę bardzo długo, zaczęłyśmy nawet martwić się, czy na pewno dotrze? Dotarła, a tu taka przykra niespodzianka. Od razu wiedziałam co zrobić. Trzeba było otworzyć warsztat konserwatorski. Przecież nie pozwolę na to, żeby mama była smutna! Jak postanowiłam - tak zrobiłam. Anielinka poszła na chirurgiczny stół. Kleiłam, domalowywałam w miejscu klejenia jasnoróżowy odcień skrzydełek... Nie liczyłam na jakiś spektakularny efekt - na szczęście się udało. Anielinka z odbudowanymi skrzydełkami odpoczywa. Mam nadzieję, że długo będzie cieszyła nasze oczy. Kosztowało mnie to trochę stresu i trzęsienia rąk, ale uśmiech Mamy jest bezcenny.