26 kwi 2012

Tym razem nie o remoncie. Dziś pierwszy raz robiłam zdjęcia "dla kogoś". Dania, napoje i desery wg. właścicielki kawiarni, która poprosiła mnie o zrobienie zdjęć na stronę internetową. To pierwszy taki projekt, który wykonałam. Oczywiście, jako bardzo niecierpliwa osoba, nie umiałam cierpliwie poczekać na jutrzejszy dzień, i ze spokojem od rana przygotować zdjęcia. Ledwie wróciłam z owej kawiarni i od razu usiadłam do pracy.
Żeby nie przedłużać: przestawiam pierwszy projekt "pretty pleasure food styling & photography".



















Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam taką ilością zdjęć, to część z dzisiejszego debiutu.

Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka.

23 kwi 2012

Myślałam, że etap wybierania kolorów i malowania ścian w poszczególnych pomieszczeniach będzie procesem najłatwiejszym i najprzyjemniejszym dla kogoś, kto tak bardzo lubi aranżowanie, urządzanie i wymyślanie wszystkiego w najdrobniejszych szczegółach, jak ja. Otóż nie zdawałam sobie sprawy w jak wielkim błędzie jestem. To co miało być wisienką na torcie okazało się być zabójcze dla mojego kręgosłupa i nerwów. Wymarzony kolor w kuchni, który miał być złamaną beżem szarością, okazał się lawendowym, zimnym popielem. Nie tak miało być! Pojechałam w te pędy do sklepu z farbami i kupiłam farbę w kolorze, który zdawał się być jedynym ratunkiem. Na szczęście tym razem się udało i na kuchennej ścianie zagościła cudowna Szarotka firmy Bondex. Szczerze polecam - zdjęcie właściwie oddaje kolor ze ściany. I cieszę się tą kuchnią, bo pomału nabiera kształtów.





Cały weekend spędziłam w pracy. Jestem potwornie zmęczona i nie mam chwilowo siły na dalsze remontowe działanie. Już za chwilę majowe wolne dni i mam nadzieję, że wtedy uda nam się ruszyć kilka spraw. A w pracy, w chwilach spokojniejszych, powstają takie kawy - smaczne i ładne, czyli takie jakie lubię najbardziej.



Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka!

15 kwi 2012

Zawsze myślałam o malowaniu i pisaniu po ścianach z pewną dozą zazdrości. Chciałam sama spróbować jak by to było pomazać ścianę bez żadnych konsekwencji. Parę dni temu, wypróbowując kolory farb do mieszkania, wcieliłam w życie swój pomysł z dzieciństwa. Na jednej ze ścian pokoju, który szumnie nazywam jadalnią, zrobiłam wielki napis. Nie będzie to miało żadnych, bolesnych konsekwencji, bo i tak pokój czeka pełne malowanie - ściany i sufity aż proszą o kolor. Ale... przyznam, że napis tak mi się podoba, że gdyby nie był to do reszty szalony pomysł, chętnie zostawiłabym go na jakiś czas, na próbę, i pomieszkałabym z takim industrialnym akcentem. J. pewnie myśli, że zwariowałam. Na szczęście jest cudownym człowiekiem i nawet jeśli bardzo go drażnię moimi pomysłami, to nie daje po sobie za bardzo tego poznać. Kwestia przyzwyczajenia?



Wczoraj malowaliśmy ściany i sufit w łazience, a dziś w kuchni. Brakowało nam muzyki przy pracy, więc dziś od samego rana pognałam kupić jakieś małe, poręczne radyjko. Udało mi się trafić na przesłodkie, kremowe cudo w stylu retro. Dzięki niemu malowanie mieszkania nabrało zupełnie innego wydźwięku.



Przedwczoraj wybraliśmy w IKEI meble do łazienki, armatura też już mniej więcej upatrzona. Lampa jest. Kilka drobiazgów znalazłam już wcześniej, a teraz czekają na całość. Już nie mogę się doczekać!
W przyszłym tygodniu odwiedzi nas Pan, który być może będzie cyklinował parkiet w mieszkaniu. Zmiany, zmiany, zmiany. Ależ się cieszę!

Pozdrawiam serdecznie,

Agnieszka.

13 kwi 2012

Dziś piątek 13go. Wierzycie, że taki dzień ma jakąś dziwną złą aurę? Ja nie wierzę - od rana jest tak przyjemnie, że nie uwierzyłabym choćby nie wiem co. Wylegujemy się z moim rudym Kundelkiem w łóżku, pstrykam zdjęcia, przeglądam blogi i szukam.





A szukam konkretnie. Czy wiecie może, skąd wziąć stare druciane kosze? Albo chociaż na takie stylizowane? Przekopuję allegro, przekopuję internetowe sklepy (te ceny!), a i tak ciężko mi znaleźć to, o czym marzę. Na allegro nie mogę dorwać nic starego, a internetowe sklepy oferują to, co już kupiłam - kwadratowe kosze Bloomingville i mniejsze wersje z House Doctor. Marzy mi się coś starego - macie jakieś tajemne źródło? Na allegro nawet znalazłam takie staruszki, ale Pan nie wysyła tylko do odbioru są na miejscu. Szkoda... Pomożecie mi to jakoś ogarnąć?
Taki okrągły mi się marzy:



I taki na ścianę:



I takie na wszystko:



[Wszystkie zdjęcia pochodzą z internetu, znalezione w Google Images]

Generalnie: jakie by nie były byłabym szczęśliwa z powodu posiadania ich.

Pozdrawiam i liczę na Wasze podpowiedzi,
Agnieszka.

11 kwi 2012

Uzależniona jestem od szarości. Doszłam do tego wniosku oglądając rzeczy, które namiętnie zbieram i kupuję z założeniem, że będą one w naszym mieszkanku. Pewnie sobie myślicie, że tak gadam o remoncie, o zakupach itp. a nic nie pokazuję. No więc dziś zamierzam złamać tę tendencję i pokazać Wam co takiego szykuje się w Gniazdku. Będzie skandynawsko, szaro i naprawdę nie mogę się już doczekać.
Są rzeczy, które same wpadają mi w ręce. Dziś np. będąc w TkMaxxie znalazłam bardzo prosty i niezwykle wpasowujący się w obecne trendy wieszaczek - ceramiczne gałki wkręcone w prostą deskę. Wzięłam go w sklepie do ręki, pochodziłam z nim z 5min po czym odłożyłam na półkę i... wyszłam ze sklepu. Siedząc przy kawie stwierdziłam, że chyba oszalałam, że go nie kupiłam i cofnęłam się do TkMaxxa. Jest już mój. I nie oddam, bo czuję że to kolejna rzecz, która stworzy nam klimat.



W słoju mój zbiór gałek do mebli łazienkowych. Zrobimy je po swojemu. A do szarej łazienki szare gałki z Zara Home wpasują się idealnie! Kupowałam je na raty. Po dwie, po cztery i w efekcie mam... dziesięć!
Szary kubeczek został kupiony z przeznaczeniem "do zdjęć". Właściwie to kupiłam dwa... Przecież tak śliczności nie mogą zostać w sklepie! A nadają się i do pysznej kawy i jako miseczka na ulubiony, waniliowy budyń - w końcu szara łyżeczka też musi się do czegoś przydać.





Szaro tu, że hej! Za oknem słońce też skryte za szarymi chmurami. Wpisuje się w klimat? Dziś na pewno.

Pozdrawiam serdecznie i ślę wiosenne uściski,
Agnieszka.

5 kwi 2012

Czuję się jakoś dziwnie. Jakbym wróciła w końcu do czegoś, czego bardzo mi brakowało. Pieczenie i zdjęcia. Te dwie czynności połączone w jedno działanie sprawiają, że odczuwam euforię. Jakbym spotkała kogoś, do kogo było mi tęskno, i z kim kiedyś spędzałam dużo czasu. A potem mielibyśmy przerwę, żeby po jakimś czasie wrócić i nie wypuścić się z rąk.





Nie piekłam ponad miesiąc. Dziś wstałam o 6 rano, załatwiłam wszystkie sprawy, wróciłam do domu i... upiekłam ciasteczka. Nie był to jakiś wyrafinowany przepis, ot zwykłe ciastka. Chciałam wypróbować mój nowy stempelek. Jest przepiękny i niesamowicie spełnia swoją rolę. Cudo! Dlaczego w Polsce takie rzeczy nie są dostępne od ręki? Kiedyś ktoś zapytał, skąd ja biorę te wszystkie rzeczy, które fotografuję. Otóż zdradzam tajemnicę, która tak naprawdę tajemnicą nie jest - spędzam godziny oglądając zdjęcia w internecie, przekopując internetowe i stacjonarne sklepy. To wszystko nie bierze się tak o, po prostu. To wszystko chodzi mi po głowie i jest zaplanowane. Może nie ze szczegółami, bo kupuję przeróżne skarby, na które natknę się przypadkiem, ale jest.





I nie jest tak, że wszystko jest po coś. Niektóre rzeczy mam dla samej przyjemności posiadania. Bo czy wszystko musi być logiczne?



Do Świąt nie przygotowujemy się jakoś specjalnie. Ot, klasycznie - sprzątanie, gotowanie, pieczenie. Proste dekoracje delikatnie przypominają o nadchodzących dniach. Nie ma nic milszego niż spokojne, rodzinne święta. I takich Wam życzę, Kochani! Żeby nie były zabiegane i nerwowe. Odpocznijcie!

Przesyłam wiosenne buziaki,
Agnieszka