20 lut 2012

czarno na białym.

Rozglądając się po moim pokoju od razu widać, że coś mi chodzi po głowie. Że rodzą się pomysły, że inspiracji mam wiele. Tylko czasu za mało, żeby wszystko zrobić JUŻ. Więc się zabieram za pracę teraz, siedząc pod kocykiem z kubkiem pysznej herbaty i malinową tartą z budyniem, bo jutro mam laboratoria od rana i nawet z wyspaniem się będzie chyba kiepsko.



Przedmioty jakby same układały się kolorami. Ostatnio dużo u mnie moich ulubionych szarości, bieli i czerni. No i oczywiście lnianego beżu. Coś powstanie. Mama nadzieję, że będę miała dużą motywację, bo i sprawa całkiem... spora?





Domyślacie się co tym razem kombinuję? Podpowiem tylko, że ma to coś wspólnego z moją nauką szydełkowania. Może nie rzucę pomysłu w kąt po pierwszych kilku supełkach?

Miło mi że zaglądacie - licznik kręci się jak szalony!

Pozdrawiam ciepło,
Agnieszka.

15 lut 2012

miło tak.

Miło tak dostawać piękne kwiaty. Miło tak chować się pod kołdrą i rozmawiać godzinami o wszystkim. Miło tak spędzać kolejne godziny razem. Miło tak jeść razem śniadanie i jechać do pracy. Walentynki - lubię ten dzień, bo to powód, żeby wszystko inne, choć bardzo ważne, odłożyć na bok i po prostu pobyć razem. Każdy powód jest dobry, żeby spędzać czas w taki sposób, ale ten dzień pozwala na takie chwile bez wyrzutów, że powinno się robić coś innego.







Mam nadzieję, że wczorajszy dzień spędziliście tak, jak lubicie. Nasz był baaardzo fajny.

Dziś rano J. powiedział, że te tulipany bardzo ładnie wyglądają na tle ściany w moim pokoju. Chciałam zrobić zdjęcia na szarym tle, ale rzeczywiście wyjątkowo dobrze się komponują z pomarańczem. Nie ma to jak spojrzenie drugiej osoby - potrafi ulepszyć nasze własne.

Przesyłam gorące pozdrowienia w ten zimowy, wietrzny i wcale niezbyt ładny dzień,
Agnieszka.

12 lut 2012

słońce w słoiku.

Skończył się wolny czas, zaczynam kolejny semestr studiów (za 1,5 roku do inż dopiszę mgr, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem) i coraz częściej stoję za barem w mojej pracy. Tym razem to Mama miała pewien pomysł i... powstało kilka słoiczków przepysznej konfitury z pomarańczy.



Osobiście najbardziej lubię "czyste" smaki. Nie lubię konfitur powstających z mieszania różnych owoców, więc ta, którą od kilku dni ze smakiem zjadam na śniadanie, jest moją ulubioną wersją.
Jeśli chcecie zrobić taką konfiturę potrzebne będą:

1, 5 kg pomarańczy,
2 cytryny,
250ml dobrej wody,
1 kg cukru

Wszystkie owoce trzeba bardzo dokładnie wyszorować. Za pomocą obieraka do ziemniaków/innych warzyw trzeba ściąć cienką warstwę skórki w taki sposób, aby białe części skórki zostały na owocach. Ściętą skórkę kroimy na cieniuteńkie paseczki. Z owoców ściągamy białą część skórki i wyrzucamy. Owoce kroimy na plasterki. W dużym słoju lub misce układamy warstwami skórkę z pokrojonymi w plastry owocami. Zalewamy 250ml wody mineralnej i zostawiamy na 24h.
Następnego dnia zawartość słoja/misy przekładamy do garnka i pod przykryciem doprowadzamy do wrzenia. Odkrywamy i po ok 40min smażenia na wolnym ogniu dosypujemy cukier. Smażymy usuwając w trakcie "piankę", która tworzy się na powierzchni. Kiedy konfitura będzie gotowa (odrobina położona na spodeczek po ostygnięciu jest zastygnięta), gorącą wkładamy do wyparzonych słoiczków, szczelnie zakręcamy i na ok 30min stawiamy na wieczkach. Po tym czasie można odwrócić słoiczki. Dobrze zapasteryzowany słoiczek nie będzie "klikał" nakrętką.



Konfitura najlepiej smakuje z chlebem bądź z bułeczką z masłem. Szczerze polecam zrobienie swoich własnych słonecznych przetworów, bo smak przywodzi na myśl lato i daje nadzieję na cieplejsze dni.



Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka.

9 lut 2012

jak zostać...

...perfekcyjną panią domu?

Nie, nie naoglądałam się słynnych programów pokazujących jak utrzymać w porządku dom, rodzinę i siebie samą. Śmieję się, bo ostatnio trenuję umiejętności iście odpowiadające temu tytułowi: piekę, organizuję przestrzeń, szukam mebli do mieszkania. A wczoraj zrobiłam coś, co do głowy by mi nie przyszło jeszcze jakiś czas temu. Postanowiłam nauczyć się robić na szydełku. Oczywiście nie planuję od raz wydziergać pledu czy innej wielkoformatowej robótki, ale postanowiłam, że właśnie od kwadratów składających się na pled zacznę.



No i tak się stało, że wczoraj zapominając o całym świecie zaległam pod kołdrą z laptopem pod ręką i z filmików na YouTube zaczęłam naukę. Zaczynałam kółko tysiąc razy, prułam, stałam w miejscu nie mogąc ruszyć do przodu, bo nie rozumiałam pewnych kroków. Po 4 godzinach moich prób z pomocą przyszła mi Mama, która wróciła z pracy. I tu już jakoś poszło - podziwiam ją za cierpliwość, bo mi momentami inwektywy cisnęły się na usta, a całą robótkę miałam ochotę rzucić w kąt i zapomnieć o pomyśle.



Na szczęście uparta ze mnie dziewczynka i zrobiłam, co chciałam. Nie powiem, że było łatwo, oj nie. Robótka ma kilka błędów, ale przynajmniej mam podstawę do tego, żeby próbować dalej. I aż mnie kusi, żeby pojechać kupić kilka motków kolorowej bawełny...



Pozdrawiam ciepło,
Agnieszka.

8 lut 2012

bliźniaki.

No może nie do końca, bo każdy z nich jest tak naprawdę inny - mają różne zarysowania, są trochę nierówne i tak naprawdę różnią się od siebie.
Pamiętacie mój post o designie dotyczący krzeseł? Otóż firma Tolix, która produkuje tak zachwycające mnie krzesła i fotele robi także stołki. Oglądałam i wzdychałam do owych licząc, że kiedyś MOŻE trafię na coś choć odrobinę przypominające owe metalowe marzenia.
Nie wiedziałam nawet jak blisko spełnienia tych marzeń jestem. Okazało się, że w pewnym miejscu takie loftowe cuda stały ponad 2 lata i... nikt ich nie chciał. Gdybym przypadkiem nie zwróciła na jednego z bliźniaków uwagi zapewne spędziłyby tam kolejne lata. Kiedy tam pojechałam, Pani która była poinformowana, że je kupię, ze zdziwieniem i wielkimi oczami zapytała: "A czy Pani wie, JAK one wyglądają???" Owszem, wiedziałam i dokładnie takie "złomki" chciałam zabrać ze sobą do domu. I oto są - szanowni Państwo, WŁAŚNIE TAK spełniają się marzenia:









I jak?
Ja wciąż nie mogę uwierzyć, że stoją w moim pokoju.

Pozdrawiam,
Agnieszka.

6 lut 2012

czego chcieć więcej?

Kolejny wolny poniedziałek sprawia, że chyba naprawdę zacznę lubić ten dzień tygodnia. Od rana udało mi się zrobić rzeczy, które miałam zaplanowane, a po południu odwiedzić razem z J. IKEĘ omijając tłok i weekendowe tłumy. Najbardziej lubię takie spokojne, przedpołudniowe godziny kiedy to w ciepłej piżamce i grubych wełnianych skarpetach przygotowuję w kuchni ciasto z kolejnego przepisu, który postanowiłam wypróbować. Dziś na tapecie bardzo czekoladowe ciasto z chrupiącą skorupką i bardzo czekoladowym, miękkim środkiem, które najlepiej smakuje z gorącymi malinami. A dla absolutnej przyjemności można przystroić je odrobiną bitej śmietany.
Stwierdzam, że najprostsze rozwiązania są najlepsze. Próbowałam już przeróżnych modyfikacji czekoladowego ciasta i uważam, że to najprostsze, składające się z dosłownie kilku składników i nie wymagające skomplikowanego przygotowania, wychodzi najsmaczniejsze. To takie ciasto, na które przepis zanotuję na kartce mojego przepiśnika, i będę je powtarzać bardzo często.



Jeśli również macie ochotę na coś przepysznego i tak ja ja szukacie, bądź szukaliście przepisu idealnego, proponuję abyście spróbowali ciasta wg. moich rad. Pomału zbliżają się Walentynki i myślę, że takie pyszności trafią do serc Waszych Połówek.



Do przygotowania ciasta potrzebne są:

3 tabliczki gorzkiej czekolady
kostka masła 200g
1 szklanka cukru*
4 jajka
1 szklanka mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia

* w mojej szklance cukru znajdowały się 3 łyżki domowego cukru waniliowego (przygotowanie: 250ml cukru wsypać do słoika, laskę wanilii przekroić na pół, a każdą połówkę przeciąć i "rozłożyć" na płasko, następnie włożyć pokrojoną wanilię do cukru, zamknąć słoik i zostawić na ok tydzień, raz dziennie potrząsać; ziarenka można dodatkowo z laski wygrzebać - da to bardzo aromatyczny cukier ze ślicznymi, czarnymi piegami).

Czekoladę połamać na kawałki i razem z masłem pokrojonym w kostkę rozpuścić w kąpieli wodnej. Garnek umieścić w zimnej wodzie żeby masa czekoladowa się ostudziła. Jajka zmiksować z cukrem na puszystą pianę - to bardzo ważny krok - dzięki temu ciasto po upieczeniu będzie kremowe. Dodać ostudzoną masę czekoladową i mąkę z proszkiem do pieczenia. Ponownie dokładnie zmiksować i wylać na tortownicę o średnicy 22cm wyłożoną papierem do pieczenia. Wstawić do piekarnika rozgrzewającego się do 180*. To również istotne, gdyż ciasto musi powoli nabierać temperatury. Kiedy piekarnik już się rozgrzeje piec ciasto 40min.
Po wyjęciu ostudzić i zajadać ze smakiem z ulubionymi dodatkami lub samo.



Niestety muszę zrobić sobie mały odwyk od czekolady, bo na mojej buzi widać już, że sporo jej ostatnio jem. Mam alergię na kakao, która objawia się wysypką i tak naprawdę w ogóle nie powinnam jeść nic co ma je w składzie... No ale tak się nie da - czasem muszę, więc teraz czas na chwilową przerwę.

Jutro chyba pojadę spełnić marzenie. Czuję, że powinnam, bo będę żałować.

Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka.

PS. Toffik przytula się do mnie, w ręku kubek cynamonowej herbaty... Czego chcieć więcej?

5 lut 2012

Zaczynam zbieranie cebul roślin typowo wiosennych. Hiacynty, szafirki, żonkile... To znaczy, że dość mam już mrozu, a większa jego ilość może w obecnym stanie grozić marudzeniem i niezadowoleniem. Bo i cóż, że słonce świecie, skoro jest jeszcze bardzo wysoko i wcale nie grzeje buzi? Wiosnę robię sobie w domu, bo tej za oknem chyba niezbyt się spieszy.







Ostatnio moja blogowa aktywność przewyższa wszelkie normy. Allegrowe zakupy czekają na wpłatę i niedługo będę mogła się czymś pochwalić. No i znalazłam dwa piękne metalowe taborety, które skradły moje serce i mocno kuszą, żeby naruszyć świnkę skarbonkę. Ach, cóż począć? Dać się zwariować? Oszaleć do reszty? Serce mi się kraje jak pomyślę, że miałyby zostać tam, gdzie są. Byłyby spełnieniem jednego z większych marzeń. Co robić?

Pozdrawiam Was znad kubka cynamonowej herbaty,
Agnieszka.

PS. Ostatnio bardzo podobają mi się wszelkie plecione fryzury. Zobaczcie co Mama mi wyczarowała na moich odrastających wreszcie włosach, zdjęcie o TU.

4 lut 2012

się szyje.

Kolejny projekt, który wykiełkował mi w głowie podczas chorobowego leżenia w łóżku 24h na dobę zaczyna nabierać kształtów. Wczoraj przyszyłam 89 guziczków - więcej nie udało mi się przyszyć przez całe swoje 22letnie życie. Mama śmiała się, że to dobry trening, a ja zadowolona jestem z efektu, bo właściwie wygląda ładniej, niż wydawałoby się, że może wyglądać. To dopiero początek, bo chwilowo aplikacja przyszyta jest po prostu do kawałka bawełny. Mam nadzieję, że może uda mi się wyprosić u Mamy ponowne wyciągnięcie maszyny do szycia.



Chciałabym jeszcze wyrazić swoje niezadowolenie z powodu dzisiejszej aury. Gdzie jest to piękne słońce, które przez cały tydzień zaglądało mi przez okno?

Pozdrawiam i mam nadzieję, że u Was świeci...
Agnieszka

1 lut 2012

home is...

Siedzenie całymi dniami w łóżku stymuluje twórcze pomysły, czasami inspiruje. Godzinami przeglądam blogi z pomysłami DIY i zajmuje się rzeczami, które nie wymagają wychodzenia spod kołdry. Wczoraj moja Mama pomogła mi zrealizować pomysł, który już dawno chodził mi pogłowie - poduszka z transferową grafiką. Mama zajęła się stroną krawiecką, a ja grafiką.W Photoshopie przygotowałam wzór, wydrukowałam i za pomocą Nitro przeniosłam na ikeowską, 100% bawełnę LENDA. Świetny jest to materiał - o naturalnym kolorze, równym splocie, a do tego jest bardzo miękki. Pierwszą myślą było wydrukowanie wzoru z Graphics Fairy. Chwilę później wpadłam jednak na inny pomysł i tak oto powstała poducha z napisem, który chyba mówi wszystko?



Z założenia poduszka jest moja, ale jak widać mój Łaciaty uznał, że skoro tak go kocham, że na jego cześć szyję poduszki, to on sobie te poduszkę wypróbuje.
No i tak próbuje od samego rana. Chyba mu się spodobało, bo minki robi wprost anielskie. A co tam, niech śpi skoro Pani jest w domu i na wszystko pozwala, to dlaczegóż by nie?









Pozdrawiam serdecznie znad kolejnego projektu,
Agnieszka.