Kilka dni temu zadzwonił do mnie wujek z pytaniem, czy potrzebuje jeszcze podstawę od Singera. Rozmawiał z kolegą i okazało się, że jedno takie cudeńko stoi u niego w ogrodzie. Kolega chciał się go pozbyć w zamian za pudełko czekoladek. Aż tyle kosztowało mnie zdobycie Singera. Długo długo wiatr hulał w polu i żaden nie pojawił się na mojej drodze. Potem znalazł się jeden. A teraz... Czyż to nie szczęście? Chyba los chce ukoić moje nerwy. I dobrze mi z tym.



EDIT:
Stapelia grandiflora we własnej osobie.

Rozkwitła dziś w nocy.