28 kwi 2016

świadomość.

Ten post mam w głowie od… kilku miesięcy. Zbierałam się do napisania go, ale wciąż przychodziło mi do głowy, że nie mogę ograniczać się do jednego tematu. Postanowiłam sobie co nie co poukładać i dopiero zmierzyć się z pisaniem.

Zanim zostałam Mamą, i moją głowę zaczęły zaprzątać  tematy zdecydowanie dziecięce interesowało mnie wiele tematów - nazwijmy je – lifestyle’owych.

Kiedy spotkałam się z koleżankami-blogerkami i tematy zeszły na te typowo „babskie”, dziewczyny były w szoku ile wiem na temat… pielęgnacji włosów. Rozróżniałam włosy  wysoko- od niskoporowych, znałam rodzaje olejów które były do nich odpowiednie i rodzaje masek oraz odżywek, które mogły przysłużyć się do poprawy ich wyglądu. Na trochę wyższym poziomie niż znajomość podstawowych, drogeryjnych marek i kierowaniu się reklamami. Lubiłam czytać składy i testować na sobie np. peeling cukrowy do skóry głowy (swoją drogą: genialny oczyszczacz).

W naszym Ogrodzie znajduje się w tej chwili kilkadziesiąt rodzajów roślin, kolekcjonuję hosty, miodunki i paprocie. Wiem jak się nimi opiekować, znam ich nazwy i potrzeby. Na parapecie w domu stoi kolekcja roślin doniczkowych – swego czasu potrafiłam wydać krocie, aby zdobyć upragnioną sadzonkę. Ktoś powie: szaleństwo. Ja powiem: pasja.

Nasza Figa to grzeczny, ułożony i stateczny (pomimo bardzo młodego wieku) pies, a ja – jako właścicielka drugiego już psa – radzę sobie całkiem nieźle z niepożądanymi zachowaniem psów, które spotykamy – na wybiegu czy u znajomych.  Przeczytałam kilkanaście publikacji związanych z behawiorystyką i staram się wprowadzać w życie porady i rozwiązania,które w nich znalazłam. Figa to przede wszytkim pies mojego J., ale wydaje mi się, że trochę dzięki mnie i On zaraził się kynologią, a co za tym idzie – jest pewny siebie i zdecydowany w przypadku „kierowania” Figą – efekty są widoczne.




To wszystko o czym piszę powyżej ma pokazać jedną rzecz – lubię być świadoma otaczającego mnie świata.

Kiedy pojawił się T. to poczucie, że „chcę wiedzieć” przerzuciłam na Jego wychowanie i sprawowanie nad nim opieki. Przejawia się w naszym codziennym życiu. Staram się świadomie decydować o tym, co pojawia się na naszych talerzach, co wolno, a czego nie.
Próbujemy różnych modeli wychowywania i poznawania świata od BLW (Bobas Lubi Wybór – kwestia sposobu rozszerzania diety niemowlęcia i sposobu, w jaki to robimy) po metody poznawcze Marii Montessori.

BLW na początku szokowało  naszych Rodziców – jedzenie było naprawdę WSZĘDZIE, a my pozwalaliśmy na samodzielne próbowanie i grzebanie w miseczce. Nie chodziło nam o to, aby T. w wieku 8 czy 10mscy sam się najadł (tutaj wprowadziłam metodę mieszaną – część BLW, część podawałam widelcem prosto do głodnej buzi), ale aby poznawał. Dzisiaj kiedy ma 15,5msca sam zajada widelcem swoje posiłki i z satysfakcją wybiera z talerzyka najpierw to, co najbardziej lubi. Fascynuje mnie, że już taki Maluch może być świadom tego, co mu smakuje i potrafi np. wyciągnąć malinę z talerzyka pełnego innych owoców. Dodatkowo w naszym wypadku BLW przysłużyło się bardzo w jednej kwestii – T. próbuje i właściwie lubi wszystko to, co dajemy mu do zjedzenia. Od malin, przez brokuły, pieczoną rybę, po camembert.  I tak, jestem z tego dumna. Bo nawet jeśli nie zje góry jedzenia, to wiem że potrafi zasygnalizować, że już się najadł, a ja jestem spokojna, że do kolejnego posiłku nie będzie głodny.



Jemy kolorowo i - staram się aby tak było - różnorodnie. Gotuję domowy budyń, kisiel z tartym jabłkiem, pieczemy ciasta, tarty, gotujemy zupy. Temat świadomości tego co jemy, stał mi się szczególnie bliski, kiedy zaczęłam zastanawiać się, co nakładam Chłopcu na miseczkę. Znalazłam stronę czytajsklad.com i kiedy zamawiam dostawę z Tesco (zakupy spożywcze online wymyśliła jakaś Mama, jestem tego pewna!) równolegle mam ją otwartą i wybieram produkty o krótkich, prostych składach -  bez ulepszaczy, syropu glukozowo-fruktozowego i całej litanii „E-ileśtam”. Mam już stałą listę rzeczy, które zamawiam za każdym razem. Po warzywam chodzę do pobliskiego warzywniaka, a malinowy sok do herbaty i budyniu wybieram taki, w który w składzie ma dwa składniki: maliny i cukier. I tak - nasz Syn od czasu do czasu je cukier. Nie wariuję też do tego stopnia, że mięso i jajka jemy tylko i wyłącznie eko, ale np. wiem, że jajka przywiezione od szczęśliwych kur smakują inaczej. Jeśli kupuję mleko do płatków i koktajli to tylko takie świeże - z UHT zrezygnowałam.

To samo dotyczy  środków higieny i pielęgnacji, których używamy. Płyny do prania i płukania? Tylko te przystosowane do delikatnej skóry dziecka. Emolienty do kąpieli i pielęnacji? Nie – dopóki nie ma problemów ze skórą po co używać produktów „leczniczych”? Czego użyjemy, kiedy naprawdę będzie potrzeba użycia takich środków, a skóra – przyzwyczajona do codziennego traktowania jej emolientami – nie zareaguje na ich użycie? Chusteczki do pupy – porównanie składów u Sroka O, a także bieżące analizowanie tych, które właśnie się pojawiły (genialne chusteczki Velvet, które można znaleźć w Rossmannie i Tesco!).


W domu staram się także wprowadzać elementy kształcenia metodą Montessori  - angażujemy Chłopca w codzienne czynności (odkurzanie, podlewanie kwiatów, odwieszanie smyczy po spacerze), pokazujemy i pozwalamy „zbadać” produkty, które nas otaczają – mąka rozsypana na kuchennej podłodze? Oczywiście, przecież można ją odkurzyć w 2minuty!

To wszystko jest takie proste i naturalne, kiedy człowiek świadomie podchodzi do codzienności. I mogłabym tak pisać jeszcze przez wiele wiele linijek, ale chcę podsumować te moje przemyślenia.
Wg. mnie najważniejsze jest interesowanie się i czytanie. Nie tylko pobieżnie, na grupach dyskusyjnych Facebooka (swoją drogą – jakie tam można znaleźć głupoty), ale wgłębiając się w temat, szukając tematycznych blogów i publikacji.

Oczywiście popełniam błędy, jestem tego pewna. Kiedy sobie nie radzę i momentami brakuje mi już sił – muszę sobie popłakać i pomarudzić, że jestem do bani. Ciążowe hormony wcale mi tego nie ułatwiają. Ale kiedy mój mały Żuczek zaskakuje mnie kolejną umiejętnością, pałaszuje ze smakiem to, co dla niego przygotowałam, czy zwyczajnie tuli się do mnie obejmują za szyję – nie potrzebuję niczego więcej. To najlepsza nagroda za świadome wybory, które czasami zdarza się komuś nieprzychylnie komentować. Ja przestałam się tym przejmować.

Dlatego, Drogie Mamy,  bądźcie pewne siebie i świadome tego, dlaczego postępujecie ze swoimi Dziećmi tak jak postępujecie – to Wy wiecie, co dla nich najlepsze. A jeśli nie jesteście pewne – pytajcie - ekspertów czy doświadczonych Mam, które podziwiacie (Aniu, wielki ukłon w Twoją stronę!) - i czytajcie. Tematy tylko czekają, aby się nimi zainteresować.

Pozdrawiam Was bardzo, bardzo serdecznie - cieszę się, że dobrnęliście do końca!
Agnieszka.

kolorowe, melaminowe kubeczki i łyżeczki Rice DK  TU
silikonowe maty do jedzenia EZPZ - TU
kredki Playon Crayon - TU

16 komentarzy:

  1. Może wrzucisz liste tych sprawdzonych produktów z tesco?:) :D

    OdpowiedzUsuń
  2. BLW znowu nie sprawdził się i na mojej córce i na moim siostrzeńcu - nie znam dzieci które mają bardziej ograniczone menu i niechęć do kosztowania niż tak dwójka jeśli chodzi o późniejsze lata. Ale ogólnie zgadzam się z większością ;) Świadomość to chęć ciągłego poszerzania swojej wiedzy, która może być dla jednych bezużyteczna, a drugim znowu wręcz zdrowie uratuje. Ja też lubię wiedzieć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety, mam podobne doświadczenie z BLW. Nasza córeczka nigdy nie była karmiona łyżeczka,nigdy nie była zmuszana do jedzenia, zawsze miała kolorowy wybór na talerzu ( przez kilka miesięcy żyliśmy w Portugalii,wiec wybór owocow i ryb był ogromny) ja sie troilam w kuchni tworząc kolejne rzeczy zgodnie z ciekawymi i zdrowymi przepisami, znosiliśmy z cierpliwością ciągły bałagan... I czekaliśmy aż obietnice BLW bedą widoczne. Teraz ma18 miesięcy i zupełnie nie jest zainteresowana jedzeniem. Nie chce nawet kosztowac, a co dopiero jeść i właśnie to mnie dobija psychicznie, ten brak otwartości i ciekawosci. ..Karmiłam ja piersią przez 16 miesięcy, bo zupełnie nie akceptowała mm i jedzenia z butelki, choć podejmowaliśmy wytrwale próbę podawania jej go od 12 miesiąca. Jest bardzo drobna- wazy zaledwie 9,2 kg. Dopiero mój pobyt w szpitalu z powodu 2 ciąży spowodował odstawienie od piersi i to ze zaczęła cokolwiek jeść. Owszem, ma genialny chwyt, duża sprawność dłoni, potrafi posługiwać sie sztućcami jak dorosły od 14 miesiąca, co traktuje jako zasługę BLW, ale chyba nie zdecyduje sie na rozszerzanie diety ta metoda i akceptacje tak długiego karmienia piersią na zadanie przy synku. Dodam jeszcze, ze w dzieciństwie byłam niejadkiem zmuszanymi do jedzenia - właśnie dlatego sama nigdy jej do jedzenia nie zmuszaliśmy. Z niejadka stałam sie smakoszem, miłośnikiem rożnych kuchni, który uwielbia jeść i kosztować...nie pozostaje mi nic poza nadzieja, ze i ona otworzy sie na jedzenie!.z...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno w okolicach 2go r.ż dziecka dzieci z "jadków" potrafią stać się niejadkami. U nas też są epizody, że T. skubnie coś z talerza i tyle. Na szczęście rozwija się prawidłowo, co potwierdziła nasza ostatnia wizyta u lekarza - Pani Pedoatra stwierdziła, że jest dobrze jak jest,ale tak de facto nie potrzebowałam jej potwierdzenia - widzę jak mój Syn rośnie, czy ma problemy z brzuszkiem czy też nie, czy ma energię,jak sypia... Staram się nie spinać, choć nie powiem - nie jest to proste. Czasami też stresuje mnie ledwo pacnięty widelcem obiad. No ale póki co nie panikuję. Co do karmienia piersią - T. odstawił się sam, po skończeniu 8go miesiąca życia. Cieszę się z tego, bo ominęło mnie stresujące odstawianie starszego dziecka. Zobaczymy jak będzie z Młodszym. A Tobie życzę wytrwałości - damy radę! Kto jak nie my - mamy? :)

      Usuń
    2. Dla mnie najważniejsze jest to, że dziecko potrafi powiedzieć "nie, stop" jeśli chodzi o jedzenie. Przecież to instynkt który często rodzice zaburzają i wpychają jedzenie na siłę. Otyłość to nie zawsze geny a zaburzenie wywołane właśnie przez nie słuchanie odmowy dzieci. Moja córka na roczek ważyła 8 kg, była bardzo drobna, ale nie wychudzona, taki jej urok (geny również ;)). Teraz jest szczupłą nastolatką o normalnej wadze. Nadal jej chęci kosztowania nowości są niewielkie, ale dzięki BLW była jedynym dzieckiem w żłobku które w wieku 2 lat było zupełnie samoobsługowe, łącznie z zapinaniem guzików czy ubieraniem rajstop. Mój siostrzeniec podobnie więc nawet jeśli nie pomoże w kwestii jedzenia to na pewno usprawni dziecko.

      Usuń
  4. Aga kiedy tylko trafiłam na Twojego bloga wiedziałam żeś dziewczyna z pasją...wszystko dało się wyczytać w tekstach i pięknych zdjęciach. Wiedziałam, że zgłębiasz różne dziedziny i w stanie swej wiedzy na różne tematy osiągasz stan perfekcji. Gratuluję i szczerze zazdroszczę ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj tak, świadomość to pierwszy krok do sukcesu! Nie potępiam tych, którzy w danej dziedzinie nie mają wiedzy, nie krytykuję ich za ich wybory - ale sama w zgodzie ze swoim sumieniem staram się wybierać jak najlepiej. Głównie dotyczy to żywności. Im mniej przetworzona - tym lepiej. Im prostszy skład - tym lepiej. Cieszy też to, że poziom świadomości wzrasta. Trzeba tylko umieć odróżnić ziarno od plew wśród całej masy internetowych bzdur... Pozdrawiam Cię serdecznie - zdrowia, siły i wytrwałości Ci Agnieszko życzę :) Marta

    OdpowiedzUsuń
  6. Cool! Ja też miałam własną wizję żywienia i sama pamiętam BLW :-) jesteś fajną Mamą!

    OdpowiedzUsuń
  7. Mojej córce też rozszerzałam dietę metoda BLW, w mojej rodzinie to nie szokowało, pewnie, dlatego, że moja babcia opowiadała, że w jej czasach dzieci długo karmiło się piersią a rozszerzano dietę jak dziecko było już duże i samo siedziało, dostawało zazwyczaj kawałki do gryzienia a dokładniej „memlania” jak to Ona mawiała. Moja córka je bez problemu wszystko, chętnie sięga po nowe smaki, je to, co my, nasz kuchnia się zmieniła od czasu jej pojawienia się, jest teraz zdrowsza, choć ja zawsze czytałam skład kupowanych produktów, ale teraz jemy więcej gotowanego na parze i pieczonego, prawie w ogóle nie jemy smażonych potraw, wyjątek stanowią placuszki cukiniowe i dyniowe, są pyyyycha. BLW odpowiadało mi też z innego powodu, gdy gdzieś wychodziliśmy nie musiałam się martwić, czy będę miała gdzie odgrzać „słoiczek”, po prostu brałam owoce i warzywa, które świetnie sprawdzały się.
    Do dziś zaśmiewamy się jak przypomnimy sobie minę pewnej Pani, jaką zrobiła na widok naszej prawie 8 miesięcznej Córki siedzącej w kawiarni przed ogromnym talerzem brokułów i pałaszująca je ze smakiem.
    Też jestem z tych, co muszą sobie poczytać i dobrze poznać coś zanim wprowadza to w czyn. O metodzie Montessori dużo czytałam, byłam w Montessoriańskim przedszkolu, nawet zastanawiałam się nad kursem podstawowym, ale nie wszystko w tej metodzie mi odpowiada, więc zrezygnowałam. Natomiast jej elementy też u nas wprowadziłam, ostatnio tak mnie wciągnęło, że sama zaczęłam produkować niektóre pomoce, co polecam, bo sporo z nich można zrobić samemu w domu [mamy już czerwone belki, belki numeryczne, szorstkie tabliczki, szorstkie cyfry, teraz robię swoją innowacje - szorstkie sylaby]

    Pozdrawiam, Iwa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas na te doroślejsze pomoce jeszcze przyjdzie pora, ale tu pewnie wykarze się Tatko.
      Fajnie czytać, że taki styl życia sprawdza się w innych domach.

      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  8. Ja też poproszę o listę z tesco :) i bardzo bardzo podziwiam za taką dociekliwość i chęci pogłębiania wiedzy :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja niestety mam nieustannego niejadka, nie lubiącego owoców ani warzyw, wzbraniającego się przed wszystkim co warzywne i owocowe...eh wszystkie moje plany gotowania, pieczenia poległy przy moim synu i jego wiecznym NIE...

    OdpowiedzUsuń
  10. Szacunek za podejście, tj. szukanie wiedzy. Gdy dowiedziałam się cztery lata temu, że będę mamą pewnego chłopca, potraktowałam swoje rodzicielstwo jak wyzwanie i realizowałam Twoje podejście: czytałam, szukałam, nie osiadałam na laurach... ;) Z podejściem i przekonaniem, że akurat tego spieprzyć mi nie można i że muszę się całościowo przyłożyć do pracy...

    Jeśli chodzi o "metody" wychowawcze, moim guru jest Jesper Juul - jego książki chyba najwięcej mi dały, jeśli idzie o budowanie relacji z dziećmi... (Bo teraz w domu mam i trzymiesięczną córeczkę ;))

    Jest jeden problem z tym byciem tak dociekliwym: ciągłe czytanie np. etykiet produktów spożywczych, sprawdzanie, testowanie... :P Spokoju z tym chyba nigdy nie będzie ;D (Ale za to to gwarantuje spokój na innych poziomach, więc chyba jednak warto ;D)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja chciałam prosić o podpowiedź w kwestii książek odnośnie psów, coś sprawdzonego i naprawdę godnego uwagi. Od 3 miesięcy zmagamy się z ułożeniem słodkiego kudnelka ze schroniska i szukam konkretów na temat. Będę wdzięczna za pomoc :)

    OdpowiedzUsuń