No i jest. Przejechała. Wymarzona, mamina Anielinka. Jakaż to przyjemność rozpakowywać tak piękne opakowaną rzecz. Zajrzałyśmy do środka i...
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3shWDfXihm0pyzl_thQg3gzRGYMrSZpecwIVbM4-V7LpmGl_MNQqWvcLMpa0VqRY_kvzWowjsPYEF0pH_aQIAZ0j-RliIIdamPhhmTDT3nGxPuhBi8uXyN4Qp-XzR8m65FKrOkAdcEXU/s400/awaria1.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqp4Hc94YcaNCCXRbC937nmcLcccAkRZOB1bouDLakhdXaaEQj5k9OhkOoWxFXfoRG_VpHVIMLW5U7Btc_rmK9Byq2UehZWPJk1kFEpBwICz5Y4JXOvBIWSOOMmvla64iK8cv_7BuFgBw/s400/awaria2.jpg)
...przestało być przyjemnie. Obydwa skrzydełka mocno ukruszone. Mina Mamy mówiła wszystko. Czekałyśmy na Anielinkę bardzo długo, zaczęłyśmy nawet martwić się, czy na pewno dotrze? Dotarła, a tu taka przykra niespodzianka. Od razu wiedziałam co zrobić. Trzeba było otworzyć warsztat konserwatorski. Przecież nie pozwolę na to, żeby mama była smutna! Jak postanowiłam - tak zrobiłam. Anielinka poszła na chirurgiczny stół. Kleiłam, domalowywałam w miejscu klejenia jasnoróżowy odcień skrzydełek... Nie liczyłam na jakiś spektakularny efekt - na szczęście się udało. Anielinka z odbudowanymi skrzydełkami odpoczywa. Mam nadzieję, że długo będzie cieszyła nasze oczy. Kosztowało mnie to trochę stresu i trzęsienia rąk, ale uśmiech Mamy jest bezcenny.