26 cze 2012

czereśniowe z migdałową kruszonką.

Przede wszystkim muszę przyznać, że zakochałam się w błękitnych dodatkach do kuchni. Najpierw widziałam moją kuchnię totalnie białą z akcentami kremowymi, szarymi i czarnymi. Ale teraz już wiem, że takie kolorowe plamy dodadzą jej delikatności i... słodyczy. A właśnie takie miejsce mi się marzy. Muszę przyznać, że ukochałam sobie te śliczne błękitne i turkusowe gadżety i jakoś tak same zaczynają się gromadzić. Większa butelką sprezentowana przez mojego J. dumnie czekała na towarzyszkę, którą udało mi się kupić jakiś czas temu na starociach. A pojemnik w groszki to znalezisko TkMaxx'owe. Na pewno na tych kilku dodatkach się nie skończy, bo marzą mi się kolejne w tej kolorystyce.



Do przygotowania takich letnich muffinów potrzebujemy (na 18szt.):
200g masła - stopionego i ostudzonego
4 jajka
400 ml mleka

600g mąki
150g cukru
opakowanie (16g) cukru waniliowego
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 szczypty soli

Kruszonkę robiłam "na czuja" - użyłam 50g masła, 4 łyżki cukru i mąki oraz migdałów tyle, żeby powstała sypka kruszonka.

Standardowo suche składniki łączymy w jednej misce, mokre w drugiej. Następnie mieszamy wszystko niezbyt dokładnie. Papilotki napełniamy do połowy ciastem, wciskamy trzy umyte i wydrylowane czereśnie, nakładamy łyżkę ciasta, posypujemy kruszonką i wciskamy jedną czereśnię w całości - z ogonkiem i pestką. Papilotka jest właściwie wypełniona do brzegu, ale to zupełnie nie przeszkadza, bo muffinki ładnie rosną i nie wylewają się na blaszkę. Pieczemy w 200*C przez ok 25-27min. Podajemy przestudzone, bo gorącymi owocami można się poparzyć.
Smacznego!

Agnieszka.

24 cze 2012

do jutra!

Jutro piekę! W końcu TAKIE cuda nie mogą się zmarnować!



Do zobaczenia,
Agnieszka.

21 cze 2012

lubię deszcz.

Kiedyś nie znosiłam dni, kiedy padało. Teraz, mając ogród który pragnie wody każdym zielonym listeczkiem, cieszę się, kiedy pada. Oczywiście nie lubię przesady - tydzień pod parasolem nie należy do największych przyjemności. W Poznaniu pada od dwóch dni. Na szczęście jest ciepło, więc wychodzę na dwór w kaloszach i krótkich spodenkach. To lubię! Byłam dziś w Tajemniczym i bardzo się cieszę, że miałam ze sobą aparat, bo ogród aż kipi zielenią.
Zakwitły dwie wielkie kępy pomarańczowych liliowców. Należały do Babci mojego J. Są przepiękne!



Zeszłoroczne hosty przechodzą same siebie. Mamy istny, wielokolorowy dywan z przodu domu.



Bardzo ucieszyły mnie tegoroczne cynie. Są prześlicznie kolorowe i kojarzą mi się z dzieciństwem spędzanym w ogrodzie mojego Dziadka. W przyszłym roku koniecznie muszę mieć ich dużo więcej.





Czekam jeszcze na kilka kwitnień i już nie mogę doczekać się, aż nasz drugi trawnik wyrośnie taki piękny jak pierwszy.





Pozdrawiam ogrodowo,
Agnieszka.

18 cze 2012

fajnie jest!

Hej, hej sprzed ekranu nowego komputera! Cieszę się bardzo z mojej nowej zabaweczki - jest bardzo ładny, lekki i przede wszystkim naprawdę szybki! Uczę się go jeszcze, bo system na którym pracuję różni się nieco od dotychczasowego. W każdym razie - cieszę się, że jestem tu znowu i mam nadzieję że aktualny stan utrzymamy dłużej.
Dziś przy okazji ostatecznych porządków związanych z zamówionym kontenerem przysiadłam do wielkiego wiadra (a może to już balia?) pełnego drewnianych prawideł i postanowiłam je posegregować parami. Niestety większość do niczego się nie nadawała. Ocalało 6 par z czego jedną zabieram na pamiątkę. Dziadek mojego J. był szewcem i chciałabym, aby taki drobiazg w temacie o nim przypominał. Kiedyś bardzo tego typu ozdób nie lubiłam, bo jakiś wewnętrzny niepokój z nimi związany mnie ogarniał. Nie wiem, może to kwestia jakiegoś takiego poczucia, że to dość osobiste przedmioty? Nie wiem. W każdym razie pozwalam sobie zatrzymać jedną parę, a resztę chyba wypuszczę w świat. Jacyś chętni?





Są rzeczy, których nie można kupić w Polsce, ani nawet ich zamówić. Na szczęście mam kogoś, kto pomógł mi zdobyć wymarzone poszewki z H&M Home. Wielka szkoda, że tego działu popularnej sieciówki nie ma w Polsce. Myślę, że wiele tracą. Przeglądałam stronę i jeszcze kilka rzeczy z przyjemnością bym kupiła. No ale niestety - póki co muszę obejść się smakiem.



Jak dotychczas wszystko pomału idzie do przodu. Remont chwilowo zwolnił, ale myślę że jeśli już ruszy, to ruszy z kopyta.
A ja tymczasem zmykam, bo czeka mnie kolejny dzien w pracy na 6:30.

Przesyłam uściski,
Agnieszka.

13 cze 2012

dzień dobry!

Po dłuższej, acz owocnej, nieobecności witam się z Wami i przyznaję, że... tęskniłam! Minęła sesja, zmieniłam miejsce pracy (tzn. w sensie lokalizacji - teraz pracuję na lotnisku), nasz Ogród tętni zielenią. Staram się cały czas mieć przy sobie aparat i dokumentować zmiany, łapać w kadr chwile i momenty. Przeglądając zdjęcia, które przed momentem zgrałam z aparatu stwierdzam, że ostatnio zrobiło się bardzo kolorowo. Zdarza nam się już spać w mieszkanku, chociaż mamy właściwie tylko łazienkę, a w jednym z pokoi na podłodze leży materac. Ale przyznać muszę, że śniadanie jedzone w tym prowizorycznym łóżku ( bo to jakiś stary materac "od czegoś") smakuje wyjątkowo. Przez ostatnie dwa lata zbieram, zbieram, zbieram ładne rzeczy do mieszkania i dziękuję swojej naturze zbieracza, że mam takie przyzwyczajenie. Nie umiem przejść obok ładnej rzeczy bez kupienia jej.





W ogrodzie posadziłam taką roślinkę:



Wiecie może co to takiego? Pachnie miętą, a kwiaty ma podobne do kłosów lawendy. Kupiłam ją pod nazwą "Czarna lawenda o zapachu mięty" , ale nie wydaje mi się, żeby tak się nazywała.

Co do Ogrodu - ostatnio najwięcej pracy wkłada w niego mój J. Gdyby nie On, nie mielibyśmy pięknej ścieżki w ogrodzie i nie powstałby trawnik.



Do tego wszystkiego popsuł mi się laptop, więc planuję zakup nowego. Dlatego też nie ma mnie na Waszych blogach. Mam nadzieję, że w ciągu kilku dni mój stan posiadania ulegnie zmiana i wrócę do blogowania na dobre. Chciałabym pokazać Wam moje zakupy, bo upolowałam parę perełek. Oby już niedługo.

Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka.