Dziś przez przypadek usunęłam bezpowrotnie stary design bloga. W pierwszym momencie lekko się przeraziłam, ale po chwili stwierdziłam, że właściwie to dlaczego nie? Pokombinowałam, posiedziałam i taka oto zmiana nastała. Podoba mi się całkiem, jest prosto, minimalistycznie, SZARO. Czyli dokładnie tak, jak lubię. Siedzę i oglądam swojego bloga, poprawiam logo, całkiem mi się podoba! A Wy co sądzicie? "Pasuje" mi taki wygląd?
Piękna dziś była aura na zdjęcia. Od rana poszalałam trochę w kuchni, upiekłam czwartą wersję sernika - zobaczymy co z tego wyjdzie. Marzę o tym ,zeby w końcu trafić w taki idealny, wyczekany smak. Może tym razem? Jutro się dowiemy, bo robimy wielką rodzinną świąteczno-imieninową herbatę i cała rodzina będzie próbowała, a o sprawiedliwy i szczery werdykt jestem spokojna. W każdym razie z sernikami wciąż ćwiczę, wciąż szukam i próbuję. W końcu musi się przecież udać!
Imieninowo dostałam od mojego J. tak piękne żonkile, że nie mogłam się powstrzymać i obfotografowałam je z góry do dołu. Powstało kilkanaście zdjęć, które mi się podobają, ale pokażę tylko kilka, bo nie będę Was zasypywała moją wizją świata.
Pomyślałam sobie, że z racji tego, że taki mam dobry humor, i w ogóle pięknie jest na świecie, przygotuję dla Was niedługo małe CANDY. Ot tak, z przyjemności dawania. Bo chcę się podzielić tym, że u mnie ostatnio Słonko świeci naprawdę mocno. I to nie tylko to za oknem.
Tymczasem życzę Wam przyjemnego, świątecznego weekendu i wysyłam ogromniaste buziaki!
Pozdrawiam,
Agnieszka.
22 kwi 2011
18 kwi 2011
mało!
Okropnie mnie mało ostatnio. Czas jakoś dziwnie rozłazi mi się między palcami i nie mogę się porządnie zorganizować. Dlaczego? Nie potrafię sobie tego wyjaśnić.
Wróciliśmy z nart i oprócz organizacyjnych klap typu czekanie na zakwaterowanie ponad dwie godziny, czy zwracanie kaucji tylko części uczestników, sama wycieczka była cudowna. Co prawda nikomu nie życzę siedzenia w niewygodnej pozycji przez 17h w autokarze, ale stoki wynagrodziły nam wszystko. Pierwszy raz w życiu miałam narty na nogach. Prywatny Instruktor, który ma nieskończone pokłady cierpliwości, jest jak zbawienie! Co prawda bywałam nieznośna, ale mam nadzieję, że mi to wybaczył. Niespodziewany upał pozwalał na opalanie się na leżakach, ale niestety topił śnieg - jeździliśmy między 9 a 14, bo później narty przeradzały się w sport wodny. Ja w każdym razie najeździłam się po uszy, mam nadzieję że J. może choć w części podpisać się pod tym stwierdzeniem.
We Włoszech szukałam dobrej kawy. Podczas tygodniowego pobytu udało mi się wypić 2, słownie: dwie!, całkiem niezłe cappuccino. Okropne, że wielu ludziom wydaje się, że we Włoszech kawa rządzi - to nieprawda! Włoska kawa jest fuj, i może to ocena nieobiektywna, ale my trafialiśmy na prawdziwe świństwa! Nie polecam NIKOMU tamtejszej kawy, Włochy zdecydowanie NIE są stolicą pysznego cappuccino.
Udało mi się przywieźć stamtąd przeurocze obrączki na serwetki i mam nadzieje, że dane mi będzie ich używać. Są bardzo w stylu vintage i sądzę, że z lnianymi serwetkami będą prezentowały się wyjątkowo dobrze.
W końcu zrobiło się ciepło i mam nadzieję, że uda nam się wcielić w życie plan prac ogrodowych w pewnym ważnym miejscu. Weekend majowy chcielibyśmy przeznaczyć na ogólne uprzątnięcie ogrodu, a później zacznę zastanawiać się co mogłoby tam rosnąc. I tu kłania się to o czym zawsze marzyłam: kształtowanie terenów zielonych... Niestety nie wszystkie marzenia można spełnić w sposób profesjonalny. Może więc ów ogród będzie namiastką takiego projektowania? Chciałabym, żeby teraz już wszystko potoczyło się w równym, spokojnym tempie. Będę wtedy szczęśliwa. Właściwie to jestem, na samą myśl o tym, jak mogłoby być...
Pozdrawiam!
Wróciliśmy z nart i oprócz organizacyjnych klap typu czekanie na zakwaterowanie ponad dwie godziny, czy zwracanie kaucji tylko części uczestników, sama wycieczka była cudowna. Co prawda nikomu nie życzę siedzenia w niewygodnej pozycji przez 17h w autokarze, ale stoki wynagrodziły nam wszystko. Pierwszy raz w życiu miałam narty na nogach. Prywatny Instruktor, który ma nieskończone pokłady cierpliwości, jest jak zbawienie! Co prawda bywałam nieznośna, ale mam nadzieję, że mi to wybaczył. Niespodziewany upał pozwalał na opalanie się na leżakach, ale niestety topił śnieg - jeździliśmy między 9 a 14, bo później narty przeradzały się w sport wodny. Ja w każdym razie najeździłam się po uszy, mam nadzieję że J. może choć w części podpisać się pod tym stwierdzeniem.
We Włoszech szukałam dobrej kawy. Podczas tygodniowego pobytu udało mi się wypić 2, słownie: dwie!, całkiem niezłe cappuccino. Okropne, że wielu ludziom wydaje się, że we Włoszech kawa rządzi - to nieprawda! Włoska kawa jest fuj, i może to ocena nieobiektywna, ale my trafialiśmy na prawdziwe świństwa! Nie polecam NIKOMU tamtejszej kawy, Włochy zdecydowanie NIE są stolicą pysznego cappuccino.
Udało mi się przywieźć stamtąd przeurocze obrączki na serwetki i mam nadzieje, że dane mi będzie ich używać. Są bardzo w stylu vintage i sądzę, że z lnianymi serwetkami będą prezentowały się wyjątkowo dobrze.
W końcu zrobiło się ciepło i mam nadzieję, że uda nam się wcielić w życie plan prac ogrodowych w pewnym ważnym miejscu. Weekend majowy chcielibyśmy przeznaczyć na ogólne uprzątnięcie ogrodu, a później zacznę zastanawiać się co mogłoby tam rosnąc. I tu kłania się to o czym zawsze marzyłam: kształtowanie terenów zielonych... Niestety nie wszystkie marzenia można spełnić w sposób profesjonalny. Może więc ów ogród będzie namiastką takiego projektowania? Chciałabym, żeby teraz już wszystko potoczyło się w równym, spokojnym tempie. Będę wtedy szczęśliwa. Właściwie to jestem, na samą myśl o tym, jak mogłoby być...
Pozdrawiam!
Subskrybuj:
Posty (Atom)