30 sie 2009

angielski arystokrata.

Nie wiem, czy gdzieś już wspominałam, że razem ze mną mieszka pewien angielski arystokrata. Ma 6 lat, jest rudy, strasznie lubi jeść, uwielbia głaskanie... Ma na imię Toffi i jest przedstawicielem angielskiej rasy - Beagle.



Właściwie nazywa się NESTOR Połkrza. Jego pojawienie się u nas w domu sprawiło masę radości, kupę śmiechu i ogrom szczęścia. Jest dość nietypowy jeśli chodzi o Beagla - nigdy nic nie zniszczył, choć mówi się, że Beagle to czasami małe tajfuny. Przez pewien czas nawet jeździliśmy na wystawy ( z całkiem fajnymi rezultatami - same oceny doskonałe, V-ce Zwycięstwo Polski 2006... ), ale później odniosłam wrażenie, że nie do końca dobrze się bawimy, a w świecie wystaw niekoniecznie dobrze się dzieje i zrezygnowaliśmy. Toffi stał się pieskiem typowo "kanapowym". Jest świetnym kompanem zabaw i spacerów, niesamowicie mądrym psem. Czasami zadziwia mnie jego umiejętność wczucia się w sytuację - potrafi zorientować się, kiedy ktoreś z nas źle się czuje, jest smutne. Patrząc na niego czasami widzę KOGOŚ więcej niż psa, widzę w nim najmądrzejsze, najkochańsze stworzenie, które stanęło na mojej drodze. Prawdziwego przyjaciela na dobre i na złe. I obyśy jak najdłużej byli razem, bo Toffi jest moim Słoneczkiem, które rozświetla każdy dzień mojego życia.



28 sie 2009

ja tu urządzę!

Kilka dni temu napisał do mnie pewien Pan. Poinformował mnie, iż w tym roku IKEA planuje wysłanie 50 katalogów do blogerów zainteresowanych wyposażeniem wnętrz, stylem życia... Zapytał czy nie chciałabym dołączyć do szanownego grona, katalog ów otrzymać i napisać później co o nim sądzę. Oczywiście, że chciałam!
Wczoraj katalog do mnie dotarł. Koperta była naprawdę duża i ciężka. Po jej otwarciu wyjęłam katalog i... już wiedziałam, że to będzie przyjemność móc go obejrzeć. Nie myliłam się.



Uwielbiam zapach nowych gazet, katalogów... Pachną farbą drukarską i takim... wyczekiwaniem. Zawsze nie mogę się doczekać aż je otworzę. Tym razem długo nie wytrzymałam. Rozsiadłam się z ikeowskim kubkiem przepysznej herbaty i zaczęłam oglądać... Po chwili stwierdziłam, że dobrym sposobem byłoby spersonalizowanie katalogu i moich opini. Zaopatrzyłam się w małe, samoprzylepne karteczki i długopis. Przyznam, że katalog naprawdę mnie wciągnął.



Na nowy sezon IKEA proponuje wiele ciekawych rozwiązań. Wprowadzono piękne przedmioty, które nie tylko powalają urodą ale także funkcjonalnością. Odnoszę też wrażenie, że są dużo lepszej jakości. Co prawda ceny nie są już tak niskie jak kiedyś, ale uważam, że lepiej zapłacić odrobinę więcej, a mieć w domu przedmioty, które doskonale będą pełniły swoją rolę i cieszyły nasze oczy.







Wprowadzono wiele nowych serii mebli, które zachwycają delikatnością, naturalnością, kolorami. Zakochałam się też w tekstyliach - materiały, pościele, poduchy... Rewelacyjne wzory, kolory i wykończenia.















IKEA się bardzo postarała. Mogłabym urządzić w niej całe mieszkanie. Stwierdziłyśmy z Mamą, że gdyby zaproponowano nam umeblowanie na nowo mieszkania tylko meblami IKEI, bez wahania byśmy się zgodziły.
Przyznam szczerze, że katalogiem jestem zachwycona i życzyłabym sobie dostawać taki w wersji XL co roku - oglądanie jest dużo przyjemniejsze, bo na każdym zdjęciu widać szczegóły. Dodatkowo aranżacje sprawiają wrażenie prawdziwych mieszkań - takich, w których chciałaby się zamieszkać lub choćby odwiedzać. OGROMNY + dla IKEI - katalog, który mam przyjemność mieć u siebie w domu jest GENIALNY.
Prawdopodobnie przeoczyłam jeszcze milion szczegółów, ale jedno obejrzenie tej "Księgi Szwedzkiego Designu" z pewnością nie wystarczy. Dlatego idę po kolejną herbatę i...

26 sie 2009

pokojowo nastawiona.

W końcu mam moje cudne ryciny oprawione w ramy i powieszone nad sofą. Jestem w nich zakochana i stwierdzam, że to był wspaniały zakup. Zrobiłam im zdjęcie i... naszło mnie na kilka fotografii więcej. Pomyślałam sobie, że właściwie na blogu nie pokazywałam jak mieszkam, więc może właśnie jest ku temu okazja? Kolory iście piekielne - połączenie pomarańczu, z bordo i fioletem. Do tego sosna. No i oczywiście maaasa roślin. Bo jakżeby inaczej? Hoye opanowały parapet, 95% moich roślin to właśnie one.













Nie jest tu ani ascetycznie, ani skandynawsko. Trochę "daje po oczach", ale za jakiś czas... Na zdjęciach nie ma szafy i regału, ale cóż tu pokazywać.

25 sie 2009

pyszności, przyjemności...

Są takie smaki, które dobrze się kojarzą. Są jakby odświętne, przywodzą na myśl miłe chwile i przyjemności. W naszej rodzinie takim smakiem jest karpatka, która jest niesamowitym połączeniem delikatności i lekkości ciasta, z ciężką, odurzająca wręcz słodyczą kremu. Zawsze kiedy któreś z nas wyjeżdża, robi "zamówienie" na pyszności, które chciałoby zastać po powrocie do domu. Dziwnie często wypada na karpatkę.
Tak było i tym razem - męska część naszej gromadki wyjechała na piłkarski turniej do Charkowa na Ukrainę i właśnie wróciła do domu. Wczoraj Mama przygotowała ciasto, które na noc wstawiła do lodówki. Dziś na śniadanie zjadłam ogromny jego kawał. Popijałam przepyszną truskawkowo-śmietankową ukraińską herbatką i... czułam, że tego było mi trzeba. Pyszności! Powroty właśnie dlatego są fajne, bo nie dość, że już stęsknieni cieszymy się swoją obecnością, to jeszcze przypada każdemu ogromny kawał wspaniałego ciacha.





Jeśli ktoś ma ochotę poczuć to co ja delektując się tym cudeńkiem, wklejam przepis i zachęcam do spróbowania!

KARPATKA

Ciasto:

Zagotować 1/2 Kasi ze szklanką wody. Dodać szklankę mąki tortowej i energicznie wymieszać. Zaczekać aż ostygnie od czasu do czasu mieszając. Dodawać po kolei 4 jajka i miksować mikserem.
Przygotować prodiż: dno wyłożyć krążkiem folii aluminiowej i posmarować cienko Kasią. Wyłożyć dno połowę ciasta kuleczkami wielkości 3/4 łyźki, tak aby się nie stykały. Ciasto podczas pieczenia urośnie i utworzy "górzystą" całość. Piec godzinę. Upieczone ciasto wyjąć, i całą operację powtórzyć z pozostałą częścią surowego ciasta.

Krem:

Ugotować budyń z 1/2l mleka, 2 łyżek mąki tortowej, 2 łyżek mąki ziemniaczanej, 3/4 szklanki cukru i 2 torebek cukru waniliowego. Ostudzić od czasu do czasu mieszając. W innym naczyniu rozmiksować 3/4 Kasi o temperaturze pokojowej i stopniowo dodawać cały budyń nieprzerwanie miksując aż do uzyskania jednolitej masy.
Kremem przełożyć ciasto, posypać cukrem pudrem, wstawić do lodówki aby się wystudziło.
I volia!

22 sie 2009

upragniona ulotność.

Dziś post w biegu: znalazłam roślinkę, którą podziwiałam na wielu skandynawskich blogach. Śliczna, ulotna drobinka. Kupiłam jedną, która wydawała mi się właśnie tą na giełdzie florystycznej, a potem zajrzałam do IKEI i... to była ONA! Jak mogłam nie pomyśleć, że "szwedzka" roślinka będzie właśnie tam? Doniczka, uważam nieskromnie, pasuje idealnie.



Pozdrawiam serdecznie Wszystkich znad książek uczelnianych ( tak, tak - wrzesień... ).

17 sie 2009

wrocławskie inspiracje.

W końcu i zdjęcia wrocławskie doczekały pokazania. Nie będę ich w jakiś szczególny sposób komentowała. Pokazują Wrocław w taki sposób, w jaki ja go widziałam - sądzę, że dość nietypowo. Nie lubię "widoczków", staram się skupiać na szczegółach.
Zdjęcia przedstawiają spacer uliczkami Wrocławia, Zoo i Ogród Japoński. Wrocław mnie zachwycił. Naprawdę ma klimat.

( Zdjęcia poziome polecam odrobinę powiększyć poprzez kliknięcie. )







































A to moje wrocławskie zdobycze w gotowej już aranżacji. Przyznam, że jestem baaardzo z nich dumna.



Wybaczcie ten zasyp zdjęć - starałam się wybrać jak najmniej.

15 sie 2009

przyjemności w stylu vintage.

Wróciłam! Wrocław jest cudowny! Niesamowite miejsca, wspaniały klimat... Wyjazd jak najbardziej udany. Obejrzałam wąskie uliczki, najadłam się wspaniałej zupy serowej ( planuję buszowanie w internetowych książkach kucharskich, gdyż MUSZĘ powtórzyć ten smak ), spróbowałam świeżo warzonego piwa miodowego - dla mnie rewelacja, brak goryczki podpasował mi jak najbardziej. Na miejscu zrobiłam zakupy wnętrzarskie, codziennie dowiadywałam się przez telefon, że przychodzą kolejne i kolejne paczki. A w nich rzeczy, na które oczekiwałam z niecierpliwością. Zakupy z pchlego, kolejna hoya do kolekcji i... Moja kolejna miłość. Zdobycz, z której jestem dumna, i w której jestem zakochana. Druga do kolekcji stylowych, wyglądających na totalnie podniszczone, klatek. Szara, dużo prostsza od pierwszej. Wspaniała faktura, niesamowity kolor... I te lwie łapy... Re-we-la-cja. Już ma swoje miejsce. Zadomowiła się, choć mam ją od wczoraj. Jaka będzie następna?







PS. Sesja wrocławska oczekuje w kolejce do pokazania i niedługo na pewno się pojawi.

9 sie 2009

100% retro.

Stare rzeczy rzucają mi się w ramiona. Dziś np. na murku obok mojego bloku stała ona. W obiciu ze skóry, z metalowymi narożnikami, podrdzewiała, popękana... I właściwie nie wiem, dlaczego się tam znalazła. Wyglądała, jakby na kogoś czekała.I co ja mam teraz z nią zrobić?