Tyle kilometrów przejechaliśmy z J. jadąc do Stuttgartu i w drugą stronę. Do celu poprowadził nas wydruk drogi z Google Maps (polecam!). Powrót do domu był trochę gorszy... Pogubił nas jakże niezawodny GPS i po godzinnej ciszy spowodowanej ostrą wymianą zdań chwilę wcześniej, mój Towarzysz nieśmiało stwierdził, że chyba ustawiłam w nawigacji drogę "zwiedzanie". Przyznać trzeba, że straciliśmy dobrą godzinę jeżdżąc po małych wioskach na południu Niemiec. Ale ogromnym plusem jest fakt, że tereny są tam naprawdę niesamowite. Trafiliśmy na cudownie słoneczne i przepiękne dni, a małe skupiska domów oddalone od siebie o niespełna kilometr między jedną a drugą wioską całkowicie skradły moje serce. Pomimo drobnego naburmuszenia ostrożnie wymienialiśmy ochy i achy nad kolejnymi widokami. Autostrady są bardzo szybkie, ale monotonne. Dlatego pomimo, dłuższej niż pierwsza, drogi byłam zadowolona i szczęśliwa, że przyczyniłam się do spełnienia chłopięcego marzenia mojego Ukochanego.
Jeśli chodzi o sam Stuttgart, to bardzo industrialne i niesamowicie rozwinięte miasto. Pojechaliśmy samochodem, ale w mieście poruszaliśmy się szybką kolejką - S-Bahn. Przyjemna i szybka podróż z miejskimi widokami za oknem. Muzeum... Robi NIESAMOWITE wrażenie. Nie jestem fanką motoryzacji w stopniu większym niż zwyczajny. Jeżdżę swoim autem, staram się o nie dbać, ale nie można powiedzieć że to moja szczególna pasja. Jednakże takie miejsce robi wrażenie. Na każdym. Wszystko co się tam znajduje jest wyczyszczone i wypolerowane do granic możliwości. I aż prosi: zrób mi zdjęcie! No więc robiłam, pstrykałam, starałam się złapać wszystko. Pokażę tylko kilka zdjęć, bo mam ich dobre parę setek.
Stuttgart jest stolicą motoryzacji. Oprócz muzeum, które było naszym celem odwiedziliśmy jeszcze jedno, bo J. mnie namówił: skoro jesteśmy to powinniśmy i tam zajrzeć. I zajrzeliśmy - Muzeum Porsche to nasz drugi cel.
Co robił Volkswagen w tym muzeum? Nie pamiętam, albo po prostu nie zarejestrowałam - dużo wrażeń jak na jeden raz i motoryzacyjny zawrót głowy wywołuje zaniki pamięci. Też błyszczał, że aż miło!
Wróciliśmy w niedzielę wieczorem, a poniedziałek o 6:25 miałam pociąg do Warszawy. Wróciłam wczoraj o 20 i nie wiem jak się nazywam, bo prowadziliśmy we dwoje z kolegą szkolenie dla prawie 90 osób. Z każdym indywidualne ćwiczenia, z każdym analiza postępów i egzamin. 10 dni. Mam nadzieję, że już wkrótce owocnych.
Pozdrawiam Was serdecznie i cieszę się, że już jestem.
Agnieszka