20 maj 2014

sama natura!

Wspominałam kiedyś na blogu, że moja skóra lubi być traktowana w delikatny sposób. Mam też delikatnego fioła na punkcie naturalnej pielęgnacji. Staram się stosować produkty o prostych, roślinnych składach. Dlatego też kiedy znalazłam kosmetyki polskiej marki Make Me Bio nie potrafiłam sobie odmówić wypróbowania tych cudeniek. Kosmetyki do pielęgnacji twarzy zapakowane są w apteczne, szklane słoiczki z pięknie wykonanymi etykietami. Dla mnie, uzależnionej od ładnych przedmiotów i lubiącej naturalną pielęgnację, takie połączenie wydawało się idealne. Dodatkowo firma wytwarza swoje produkty w Polsce, używajac półproduktów z certyfikowanych upraw. No i aspekt, taki maleńki, ale ważny - zawsze lubiłam zajęcia laboratoryjne na studiach, a te kosmetyki przywodzą mi na myśl mieszanie, ważenie, zakraplanie...

Zapytacie: jak Make Me Bio  sprawdziło się w akcji? 
































Używam kremu różanego GARDEN ROSES. Pierwsze wrażenie po otwarciu słoiczka: cudowny zapach! Pachnie różą! Najprawdziwszą, słodką różą! Coś pięknego. Drugie wrażenie? Fajna konsystencja. Trochę bałam się, że krem będzie bardzo lekki, za lekki jak dla mojej skóry. Nic takiego jednak nie miało miejsca, bo GARDEN ROSES ma konsystencję trochę podobną do musu. Nie jest tłusty, ale też nie zupełnie lekki. Na twarzy natomiast zostawia piękny zapach i delikatnie matowe wykończenie. Nie jest jednak bardzo matujący - cieszy mnie to, bo nie lubię takiego "kredowego" uczucia na buzi.

Zacytuję skład:

"Składniki/Ingredients (INCI): Rosa Damascena (Rose) Flower Water, Pelargonium Asperum (Geranium) Flower Water, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Mangifera Indica (Mango) Seed Butter, Macadamia Ternifolia (Macadamia Nut) Seed Oil, Cetearyl Glucoside, Glyceryl Monostearate, Glycerin, Cetyl Alcohol,Tocopherol (Vitamin E), Benzyl Alcohol, Potassium Sorbate, Dehydroacetic Acid, Rosa Damascena (Rose) Flower Oil"

Dziewięć (!) pierwszych miejsc w składzie zajmują roślinne składniki. Chyba nie widziałam jeszcze kremu o składnie lepszym, niż powyższy. I to naprawdę czuć! Moja skóra po wieczornej aplikacji kremu jest zrelaksowana, ładnie napięta i nawilżona. I znów: pachnie nieziemsko.
































Drugi produkt, które testuję to CLEAN POWDER zrobiony na bazie białej glinki. Może być stosowany jako puder myjący, lub jako maseczka. Osobiście najpierw deliaktnie rozmasowuję go na całej twarzy, a następnie zostawiam do wyschnięcia. Na twarzy tworzy białą, lekko ściągającą warstwę, którą bez problemu zmywam letnią wodą. Wskazówka: małą ilość pudru, potrzebną do umycia twarzy, warto wymieszać z wodą w osobnym, niewielkim pojemniczku. Mieszanie pudru w zagłębieniu dłoni jest średnio wygodne. I tutaj mamy skład bardzo naturalny. Glinka, owies i oleje roślinne.

Razem z Make Me Bio przygotowaliśmy dla Was mały konkurs. Do wygrania słoiczek kremu do skóry normalnej i wrażliwej z wodą z kwiatu pomarańczy! Bardzo mnie kusi, żeby do niego zajrzeć, ale (z trudem) się powstrzymuję.































































Zasady są proste:

Wystarczy w komentarzu do tej notki napisać, jakie są Wasze ulubione, naturalne sposoby pielęgnacji, Co lubicie, jak stosujecie? Podpowiedzcie mi jakiś nowy "patent", uwielbiam wypróbowywać takie pomysły!

Dodatkowo, jeśli macie Facebook'a, polubcie fanpage Pretty Pleasure.

A jeśli macie bloga, umieśćcie dowolne zdjecie z tego wpisu u siebie z dopiskiem "KONKURS!"

Konkurs trwa od 20.05 - 30.05




























Zapraszam do wspólnej zabawy i serdecznie pozdrawiam,
Agnieszka.

6 maj 2014

follow your dreams!

Cisza na blogu nie oznacza ciszy twórczej. Wręcz przeciwnie! Postanowiłam pójść za głosem serca i spróbować swoich sił w czymś, co kocham. Ptzygotowywałam się do tego zadania od jakiegoś czasu. Zbierałam potrzebne materiały. Wywoływałam zdjęcia... Swoją drogą, zapomniałam już, jak przyjemnie jest trzymać zdjęcia swojego autorstwa w ręku! Kochani, złożyłam dokumenty na podyplomowe studia z... ARANŻACJI WNĘTRZ! Zajęcia odbywać się będą przez rok, na poznańskiej School of Form. Trzymajcie proszę za mnie kciuki. Dziś składam portfolio i we wrześniu okaże się, czy była to dobra decyzja i czy w ogóle się dostanę... Tymczasem mam dla Was zdjęcia upamiętniające moje portfolio. Nie wiem czy dostanę je z powrotem, dlatego zdjęcia z postępów prac mogą sie przydać i stanowią miłą pamiątkę tych twórczych chwil.










Trzymajcie proszę kciuki za mnie i moją kuzynkę Agatę. Byłoby idealnie, gdybyśmy mogły studiować razem to, o czym zawsze marzyłyśmy.

Dajcie koniecznie znać, co myślicie o moim portfolio!

Pozdrawiam serdecznie!
Agnieszka