21 wrz 2015

Komodo, zaklinam Cię...

"...znajdź się w końcu!"

Tak sobie myślałam przez prawie 3 miesiące.

Kiedy postanowiłam znaleźć nowy/stary mebel do naszego mieszkania, drzemki T. i wieczory po jego zaśnięciu poświęcała na przeszukiwanie Allegro i lokalnych ogłoszeń. W pewnym momencie byłam gotowa ściągać komodę aż z... Białegostoku! Do Poznania miałaby kawałek... Na szczęście Pan, z którym rozmawiałam sprzedał ją komu innemu. I tak mijały dni, tygodnie i w końcu miesiące, a ja byłam zła, bo w Warszawie ludzie wystawiali takie meble dosłownie na śmietnik, a ja nie mogłam znaleźć niczego sensownego.
Pisałam już kiedyś, że często zdarza mi się przyciągać do siebie przedmioty, o których intensywnie myślę. I tak chyba stało się w tym przypadku.




Czekała na mnie właściwie... 2 ulice obok nas. Wczoraj ją odebraliśmy. Jest w świetnym stanie, ma przepiękny rysunek drewna - jest idealna! Jedynym problemem jest dziura wywiercona w blacie w celu zamontowania ruchomego elementu pod telewizor - macie pomysł jak ją "załatać"?




Pokój T. wreszcie nabiera tego niepowtarzalnego charakteru, na którym mi zależało. Uzupełnianie ogólnodostępnych mebli i dodatków starymi, genialnie podkreśla indywidualność w urządzaniu, o jaką mi chodziło.

Wcześniej w tym miejscu stał ikeowy Malm.



Podoba Wam się?
Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka.

14 wrz 2015

mam miejsce...

...ale nie wiem jak je wykorzystać. Pomożecie?

Zazwyczaj jestem osobą zdecydowaną. Wiem, co mi się podoba. Co lubię, a czego nie. Często wybieram dodatki do naszego mieszkania bez konsultacji z moim J. Jestem mu ogromnie wdzięczna za to, że jeszcze nie wystawił mnie za drzwi z niektórymi moimi pomysłami. Nasz dom wciąż się zmienia. Zmieniają się meble, elementy którego go zdobią - jedne rzeczy przychodzą a inne odchodzą - po kolei zapełniają się u nas wszystkie kąty.

Jest jednak miejsca, z którym nie do końca wiem, co chciałabym zrobić... W dużym pokoju (szumnie zwanym salonem) na bieżąco wprowadzamy zmiany. Kiedy Figa była szczenięciem, z upodobaniem gryzła... dywan. Kupowaliśmy więc najtańszy chodnik z IKEI( chyba ze 3razy), żeby cokolwiek leżało obok kanapy, i żebyśmy mieli choć namiastkę czegoś przyjemnego pod stopami - nie chciałam "gołego parkietu. Nadeszła jednak pora, że nasza psinka wydoroślała i nie w głowie jej takie zabawy (zaklinam rzeczywistość! oby!). Postanowiliśmy kupić większy dywan, który stworzy przyjemną strefę wypoczynku dla nas, i naszego raczkującego Synka. Zdecydowaliśmy się na płasko tkany dywan HODDE z IKEA.





Wybór okazał się trafiony - dywan bardzo dobrze się odkurza (psie włosy z łatwością "odczepiają" się od jego powierzchni), a dzięki fakturze, Chłopcu dobrze się po nim przemieszcza (nie ślizga się tak, jak po parkiecie). W międzyczasie stałam się posiadaczką bujanego fotela Tapiovaara, o którym zawsze marzyłam (dziękuję, Kochanie!). Jak widzicie, pomalutku pokój staje się "urządzony".
Jest jednak miejsce, w kącie pokoju, które chciałabym sensownie wykorzystać, ale nie wiem jak. Szerokie na ok 120cm, głębokie na ok. 55cm i wysokie do sufitu. Brakuje nam trochę miejsca do przechowywania. Pomyśleliśmy, o jakiejś szafie, bądź kombinacji do przechowywania (może ikeowska BESTA?). A może powinnam wstawić tu klasyczną, PRL-owską komodę o której marzę (komodo - zaklinam Cię - znajdź się w końcu!) lub drewnianą witrynę z zabudowanym dołem i przeszkloną górą? Co o tym sądzicie? Ja nie potrafię zadecydować, bo wobec każdego z moich pomysłów mam po kilka "za" jak i "przeciw". Może mi doradzicie? Co byście tu, za fotelem, widzieli?



Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i gorąco liczę na podpowiedzi.
Agnieszka

11 wrz 2015

o matko!

Bloga Marty obserwuję już od dłuższego czasu. Jednak tak zupełnie na bieżąco z jej wpisami jestem od czasu, gdy urodziła swojego Synka. Między naszymi Chłopcami jest zaledwie kilka dni różnicy, więc tematów do rozmowy nigdy nam nie brakowało. "Spotykałyśmy" się na Instagramie, Facebooku i naszych blogach. Nigdy jednak nie udało nam się spotkać na żywo. Do dziś. 


Zaprosiliśmy Martę ze Stasiem do nas. Wstępnie umówiłyśmy się w Parku Sołackim, bo planujemy pospotykać się w różnych ładnych, i przyjaznych Mamom, miejscach w Poznaniu. Kiedy jednak rano okazało się, że za oknem nawet nie siąpi, ale leje, zadecydowałyśmy, że w razie czego zostaniemy w domu i Chłopcy pobawią się w pokoju T. Na szczęście okazało się, że pogoda nam sprzyja i ruszyłyśmy na spacer w okolice poznańskich stawów zwanych Szachtami. Kiedyś te tereny były zupełnie "dzikie". Dziś zbudowane zostały na nich alejki - genialnie się tam spaceruje wśród szumu drzew (mniej genialnie, kiedy nad głowami przelatują samoloty F16) i wszechogarniającej zieleni.



Czasami spotykam się ze stwierdzeniem, że "matka matce wilkiem". Po takim dniu jak dzisiejszy, zupełnie się z tym nie zgadzam. Wiecie, nikt tak nie zrozumie Mamy, która całe dnie spędza ze swoim dzieckiem, jak druga Matka, której życie wygląda podobnie. Kiedy Marta zajmowała się Chłopcami (bardziej stacjonarnie swoim Synkiem i mniej stacjonarnie moim wstającym bez przerwy T.), ja poszłam do kuchni przygotować obiadki dla Maluchów, oraz ciacho i herbatę dla nas. Co dwie Mamy to nie jedna! Udało nam się zjeść po kawałku sernika i wypić ciepłe napoje, co czasem bywa nie lada wyzwaniem (śmieję się, że Matkę można poznać po tym, że pija tylko zimną kawę). Genialna opcja na spędzanie czasu z dziećmi! Zadania dzielimy na dwie, co oznacza, że mamy także czas na przyjemności.

A to właśnie Groszkowa.

Mamy! Jeśli macie w swoich kręgach - znajomych, na Instagramie, w piaskownicy, gdziekolwiek - Mamy które mają dzieci w podobnym wieku jak Wasze - integrujcie się! To genialny sposób spędzania czasu i kopalnia... doświadczeń. A przecież chcemy o macierzyństwie wiedzieć jak najwięcej, prawda?

Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka.

8 wrz 2015

BPM - moja relacja.

Prawdopodobnie jestem ostatnia ze swoim postem.

Powody są dwa - ciężko mi wrócić do codzienności po naszym urlopie (tydzień nad morzem i tydzień z moimi Chłopakami w domu...ach luksus!) , a także... ogrom zdjęć do przejrzenia.

No właśnie. Z jednej strony zdjęć uzbierało mi się naprawdę bardzo dużo, z drugiej jednak - trudno mi coś wybrać! Dlaczego?


Otóż założeniem naszego spotkania (oprócz aspektu czysto towarzyskiego) było podszkolenie się z zakresu fotografii pod okiem Izy - laureatki Grand Prix National Geographic. Lepszego nauczyciela nie można było sobie wymarzyć. Iza powiedziała, że chce, abyśmy przerzuciły się na manualny tryb fotografowania - żeby robienie zdjęć było w 100% świadomym procesem. Zakładając, że byłam w połowie drogi do manuala (zwykle używałam priorytetu przysłony lub migawki) wszystko powinno pójść świetnie, prawda?




Rzadko fotografuję poza domem. Pomieszczenia wewnątrz budynku dają mi możliwość uzyskania efektu, jaki lubię najbardziej. Granie światłem, czasem niedoświetlone punkty na zdjęciach... Staram się zazwyczaj fotografować pod kątem w stosunku do okna. To nadaje moim zdjęciem charakter, jaki lubię. Tutaj natomiast stylizowałyśmy na dworze. Światło podające z góry, dużo bardziej równomiernie oświetlało stoły. Do tego użycie manualnego trybu i... klops. W pierwszej chwili byłam przerażona! Gdzie mój klimat? Gdzie mój styl?





Iza nazwała to opuszczeniem swojej "comfort zone". To stwierdzenie idealnie odzwierciedla stan mojego ducha. Odeszłam od tego,co robię na co dzień. Zmierzyłam się z najbardziej świadomym sposobem robienia zdjęć. Jak się z tym czuję? Chwilę po Bloggers Photo Meeting byłam lekko wytrącona z animuszu. A dziś? Dziś chwyciłam za aparat i robiłam zdjęcia Chłopcu. I wiecie co? To naprawdę wielka frajda móc przewidzieć, co się stanie gdy zmienię wartości przysłony i migawki.





To było, kolejne już, bardzo inspirujące spotkanie. Cieszę się, że zostałam zaproszona, bo w takim gronie, oprócz nowo nabytych umiejętności, pielęgnuje się piękną, kobiecą przyjaźń i poczucie, że doskonale się rozumiemy (nikt nie kłócił się przy stylizowaniu!).






Na blogach Dziewczyn możecie znaleźć jeszcze konkursy, w których do wygrania są przepiękne przedmioty ufundowane przez sponsorów naszego spotkania. Zajrzyjcie koniecznie!

Chciałabym raz jeszcze podziękować Izie za zaproszenie, Lu i Beacie za to, że pomagały Izie w organizacji spotkania dla naszej ekipy, i wszystkim Dziewczynom za to, że mogę być częścią tej wspaniałej bandy.

Te piękne stylizacje powstały dzięki udziałowi naszych sponsorów, którzy uwierzyli w nasze aranżacyjne umiejętności i przekazali przepiękne przedmioty do wykorzystania podczas naszego spotkania.



i jeszcze Kasia! Makijaże wykonane jej ręką subtelnie podkreślały to co powinny i ukrywały to, co było do ukrycia.

Dzię-ku-je-my!

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie,
Agnieszka