"...znajdź się w końcu!"
Tak sobie myślałam przez prawie 3 miesiące.
Kiedy postanowiłam znaleźć nowy/stary mebel do naszego mieszkania, drzemki T. i wieczory po jego zaśnięciu poświęcała na przeszukiwanie Allegro i lokalnych ogłoszeń. W pewnym momencie byłam gotowa ściągać komodę aż z... Białegostoku! Do Poznania miałaby kawałek... Na szczęście Pan, z którym rozmawiałam sprzedał ją komu innemu. I tak mijały dni, tygodnie i w końcu miesiące, a ja byłam zła, bo w Warszawie ludzie wystawiali takie meble dosłownie na śmietnik, a ja nie mogłam znaleźć niczego sensownego.
Pisałam już kiedyś, że często zdarza mi się przyciągać do siebie przedmioty, o których intensywnie myślę. I tak chyba stało się w tym przypadku.
Czekała na mnie właściwie... 2 ulice obok nas. Wczoraj ją odebraliśmy. Jest w świetnym stanie, ma przepiękny rysunek drewna - jest idealna! Jedynym problemem jest dziura wywiercona w blacie w celu zamontowania ruchomego elementu pod telewizor - macie pomysł jak ją "załatać"?
Pokój T. wreszcie nabiera tego niepowtarzalnego charakteru, na którym mi zależało. Uzupełnianie ogólnodostępnych mebli i dodatków starymi, genialnie podkreśla indywidualność w urządzaniu, o jaką mi chodziło.
Wcześniej w tym miejscu stał ikeowy Malm.
Podoba Wam się?
Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka.